„Budowa pod opieką”
Z siostrami z Turkowic rozmawiamy o tegorocznych uroczystościach w dniu 15 lipca i postępach w rozbudowie monasteru
- W tym roku podczas uroczystości ku czci Turkowickiej Ikony Matki Bożej byliśmy świadkami wielkiego wydarzenia – poświęcenia i ustawienia krzyża na budującej się cerkwi św. Paraskiewy. Jakie są Wasze odczucia?
Przede wszystkim przepełniała nas wielka radość i wdzięczność Bogu, Matce Bożej, naszej starszej Siostrze – jak między sobą nazywamy świętą Paraskiewę i wszystkim ludziom dobrej woli, którzy duchowo i materialnie cały czas nas wspierają i byli w tym dniu z nami oraz poczucie, że działo się coś bardzo ważnego, coś, czym nie my tak naprawdę kierowałyśmy, uroczystość, którą nie my zaplanowałyśmy i zorganizowałyśmy, ale Ktoś z „góry”, jakby sama Bogurodzica i nasza święta Paraskiewa. Zresztą znak, jaki Matka Boża pokazała nam wszystkim w tym dniu, jest na to chyba najlepszym dowodem.
- Właśnie. Dokładnie w dniu święta Turkowickiej Ikony Bogurodzicy jedna z ikon w Waszej cerkwi – Siemistrelnaja – zaczęła wydzielać mirro. Dla wszystkich to bez wątpienia przejaw Bożej łaski. A czym jest dla Was?
Dla nas również jest to wielka błagodat’ i niewątpliwie znak, choć staramy się za wiele o tym nie myśleć, zachować delikatny dystans i nie dociekać. Jednak z drugiej strony, biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich wydarzył się ten cud – wielkie święto Matki Bożej i naszego monasteru, historyczny moment wzniesienia krzyża na kopułę nowej cerkwi i zaskakująca ilość uczestniczących w tych szczególnych uroczystościach pielgrzymów z różnych zakątków naszego kraju, to co się wydarzyło (cud mirotoczenia – red.) odczytujemy jako przejaw żywej obecności Matki Bożej pośród nas, Jej Matczynej opieki nad swoimi dziećmi, troski o nas i wdzięczności wszystkim tym, którzy swoimi ofiarami – cegiełkami budują Jej dom. Z drugiej strony, odnosząc to wydarzenie tylko do siebie, mamy poczucie pewnego zawstydzenia przed Bogurodzicą za nasze niedbałe, nie zawsze takie, jak być powinno, mnisze życie. To tak, jakby Sama do nas przyszła i karcąco, choć z wielką miłością, pokiwała na nas palcem.
- W tak niedługim czasie od poświęcenia kamienia węgielnego wybudowano cerkiewkę i korpus monasterski. Pracy jest jeszcze z pewnością bardzo dużo, ale plac monasterski cały czas tętni życiem. To, co już widać, robi duże wrażenie – szczególnie jak wejdzie się do środka cerkwi i domu. Opowiedzcie nam więcej o procesie budowy. Jak to przeżywacie?
Przeżyć jest całe mnóstwo! Nigdy nie sądziłyśmy, że przyjdzie się nam zajmować czymś takim, jak budowa, w dodatku tak pokaźnych rozmiarów. Gdyby to od nas samych zależało, wolałybyśmy, aby się tym zajmował ktoś inny (mężczyźnie na pewno byłoby łatwiej), jednak bycie mnichem polega na pokornym i bez narzekania schylaniu głowy przed wszystkim, co zsyła Bóg, co zleca przełożony. Rozbudowa monasteru i budowa nowej cerkiewki naprawdę były konieczne, a powierzenie prowadzenia ich komuś z zewnątrz wiązałoby się z dodatkowymi, na pewno niemałymi kosztami, zatem to nietypowe posłuszanije stało się naszym (sióstr) nowym doświadczeniem. Ale, jak już wspominałyśmy, my same tym wszystkim nie zarządzamy. Naprawdę cały czas towarzyszy nam uczucie, które bardzo często przeradza się wręcz w pewność, że to Matka Boża jest naszym Ekonomem, Sama chodzi po budowie i nią kieruje, zwłaszcza jak dzieją się różne nieprzewidziane sytuacje, pojawiają się jakieś problemy, które nagle „same” się rozwiązują lub przeciwnie – gdy niespodziewanie dzieje się coś bardzo pozytywnego, jakaś miła i bardzo w danym momencie przydatna niespodzianka. Wiemy, że to wszystko Jej, czyli Bogurodzicy zasługa i troska. Zresztą, nie bez przyczyny wiosną, w ostatnim dniu przed wprowadzeniem obostrzeń związanych z pandemią koronawirusa, przybyła do nas z Atosu przepiękna, duża ikona Trojeruczycy. Trochę żartem, a trochę serio mówimy, że dwiema rękami Matka Boża już sobie z nami nie radziła, dlatego przysłała na pomoc trzecią dłoń.
Co do postępów prac na budowie, wszystko, co można zaobserwować (bezpośrednio lub na naszej stronie internetowej: www.monasterturkowice.pl) jest dzięki Bożej i Waszej, czyli Ofiarodawców – żertwowatielej pomocy i oczywiście dzięki roztropności naszej Matuszki Ihumenii Jelizawiety, która mądrze i z wielkim spokojem sprawuje nad tym swoją pieczę. Od marca 2019 roku do dziś (mamy połowę października 2020) zrobiono naprawdę wiele – wybudowano cerkiew w stanie surowym, tj. jeszcze bez elewacji, pokrytą miedzianym dachem ze złotą kopułą, z drewnianymi oknami i drzwiami. Dom monasterski o trzech kondygnacjach (choć podpiwniczenie nie jest na całej powierzchni) również wspiął się po dach, co prawda jeszcze nie całkiem pokryty. Wszędzie postawiono ściany działowe, zamontowano drewniane okna, częściowo wykonano instalacje elektryczną i wodno-kanalizacyjną, także już mamy widoczny i namacalny wygląd naszego nowego domu z dwudziestoma czterema celami dla sióstr, kilkoma pracowniami, przestronnym refektarzem (trapiezną – jadalnią), dużą kuchnią. Ten, kto u nas był, wie, w jakich warunkach obecnie żyjemy i jak bardzo brakuje nam miejsca. Ale wierzymy, że wszystko w swoim czasie, jeśli tylko będzie wola Boża. Wiemy, że musimy uzbroić się w cierpliwość i dużo się modlić, tym bardziej, że właśnie przyszedł ten moment, gdy zaczyna brakować pieniędzy i dalszy etap budowy, jeśli nie zgromadzimy środków, może stanąć pod znakiem zapytania.
Nie możemy zdać się tylko na innych, to byłoby w naszym odczuciu nietaktem, dlatego cały czas same również staramy się robić wszystko, by pracą własnych rąk pozyskiwać fundusze. Od wczesnej wiosny przez całe lato i aż do jesieni zbieramy zioła, produkujemy z nich aromatyczne herbaty, które cieszą się coraz większą popularnością wszędzie tam, gdzie udajemy się ze swoim sklepikiem. Oprócz ikon i innych „cerkiewnych” towarów sprzedajemy też różne przetwory. Wszystko robimy same i pochodzi to z naszego naturalnego ogrodu lub jest zbierane w miejscach bezpiecznych ekologicznie. Popularne stały się na przykład nasze dżemy, syropy i kremy z owoców dzikiej róży czy ostre sosy paprykowe z chili i peperoni (z powodzeniem hodujemy te rzadkie gatunki papryki w naszym ogrodzie). Poza tym swój wkład w dzieło rozbudowy monasteru wniosła wydana przez nas książka – „Nasza wiara od kuchni”, której w sumie 5-tysięczny nakład (dwa wydania) w ciągu roku w większej części się sprzedał (książka jest wciąż dostępna w naszym sklepie internetowym na stronie monasteru).
- Wspominały siostry o nieprzewidzianych sytuacjach i niespodziankach w czasie trwania budowy. Czy w ostatnim czasie były jakieś szczególne momenty, którymi chciałybyście się podzielić?
Z perspektywy czasu wydaje się, że cały ten okres budowy – od początku do teraz, to same „szczególne” momenty. Bo tak naprawdę nie wyobrażałyśmy sobie, jak to będzie, byłyśmy wręcz przerażone. A teraz widać, że z Bożą pomocą wszystko co złe minęło lub obróciło się w dobre, przykre doświadczenia zastąpiły bardzo pozytywne zjawiska, spotkało nas kilka miłych niespodzianek i ogólnie rzecz biorąc, oprócz zmartwienia związanego z niewystarczającymi finansami, poważniejszych problemów nie mamy.
Ale żeby nie być gołosłownym, możemy przytoczyć kilka przykładów. Pierwszy związany z ekipą budowlaną. Kiedy po niedługim czasie od rozpoczęcia budowy z poważnych przyczyn musiałyśmy zmienić wykonawcę, zupełnie nie wiedziałyśmy, skąd wziąć nowego. Znikąd nie było wieści, dziś bardzo trudno znaleźć fachowców. Ostatecznie obecną firmę budowlaną znalazłyśmy z ogłoszenia w Internecie. Nie było żadnego polecenia, żadnej gwarancji, że to dobry, rzetelny wykonawca. Nic. Zwyczajnie musiałyśmy tej praktycznie nikomu nie znanej, w dodatku niedużej firmie zaufać. Wyboru (spośród trzech kandydatów) dokonała nasza Matuszka. Dość szybko się przekonałyśmy, że jak zwykle się nie pomyliła.
Kolejnym prawdziwym cudem dla nas była akcja „Wspólne Dzieło”, którą do tej pory organizowała diecezja białostocko-gdańska i przeprowadzana była wyłącznie na jej i diecezji warszawsko-bielskiej terenie. W tym roku, dzięki wstawiennictwu naszego Władyki, Arcybiskupa Abla i ogromnej życzliwości Arcybiskupa Jakuba to turkowicki monaster otrzymał wyjątkowe błogosławieństwo na przeprowadzenie akcji. Do tego nowością i wielką niespodzianką stał się fakt, iż „Wspólne Dzieło” objęło swym zasięgiem cały kraj, a więc wszystkie diecezje, oczywiście za zgodą ich ordynariuszy, którym z tego miejsca raz jeszcze bardzo serdecznie dziękujemy!
Innym szczególnie dla nas ważnym i niezwykłym wydarzeniem było ofiarowanie naszemu monasterowi drogocennej ikony Bogurodzicy Trojeruczycy i jej niezwykła droga z Atosu do Turkowic. Jakże piękna była uroczystość powitania ikony, jak się później okazało – w ostatnim dniu swobody przed ogłoszoną 12 marca pandemią i związanym z nią zamknięciem granic, zakazem zgromadzeń itd. A ikonę w Turkowicach witało trzech biskupów i cerkiew pełna pielgrzymów z kraju i z zagranicy! Niedługo potem, już za koronawirusa i znów nieoczekiwanie, i niby „przypadkiem” pojawiła się u nas następna piękna ikona z republiki Mnichów – Iwierskiej Bogurodzicy – spod pędzla tego samego mistrza ikonografii z Kielii Burazeri i dzięki ofiarności tego samego fundatora.
Następnym bardzo zaskakującym i znów „cudownym” momentem była propozycja kupna sąsiedniej działki, o której tak naprawdę od dawna marzyłyśmy, by mieć przy boku swój własny sad i ogród (obecny ogród tzw. „na polu” znajduje się na „pożyczonej” działce), lecz kilka nieudanych prób rozmów na ten temat z odpowiednimi wówczas osobami, niestety, na lata rozwiało nasze nadzieje. Aż tu niespodziewanie kilka miesięcy temu zjawił się u nas we własnej osobie właściciel działki z ofertą jej sprzedaży właśnie nam! Czy to nie kolejny cud Matki Bożej?! Póki co, z wiadomych – finansowych względów, sprawa nie znalazła pozytywnego rozwiązania, jednak mamy nadzieję, że i to z Bożą pomocą w przyszłości się jakoś rozwiąże.
Podobnych niezwykłych, a dla nas wręcz cudownych, przykładów, choć może dla kogoś, kto o tym czyta zupełnie zwyczajnych, mogłybyśmy wymieniać jeszcze bardzo wiele. Bo ni stąd ni zowąd pojawił się pan „od kuchni”, tj. od jej specjalistycznego wyposażenia, który doradził, pokazał, podpowiedział, a na miejsce jednego pracownika ekipy budowlanej, który nagle rzucił pracę, przyszło dwóch nowych, którzy są z nami do dziś. Młody sąsiad, który jeszcze pół roku temu mijał nas na ulicy bez słowa, dziś codziennie z uśmiechem na twarzy krzyczy do nas: „Szczęść Boże”, przychodząc za pięć siódma do pracy na naszą budowę… Zwykłe – niezwykłe momenty, które pomagają pamiętać, „Kto tu rządzi” i w czyich rękach jesteśmy. Jemu, naszemu Bogu staramy się powierzać według słów, które słyszymy podczas każdej Boskiej Liturgii: „sami siebie i jeden drugiego”.
- Siostry, co jeszcze przed Wami i jaka będzie kolejność działań?
Po pierwsze modlitwa, od tego zawsze trzeba zacząć i chyba w naszym przypadku tego nigdy za wiele A dalej praca i praca i wszystkie możliwe sposoby na pozyskanie nowych funduszy. Przez cały czas można wpłacać swoje ofiary na konto monasteru (PKO S.A. 90 1240 2829 1111 0010 2240 1819), podając w tytule cel, np. „Na budowę” oraz imiona swoich bliskich, za których cały czas się modlimy, a w dniu wyświęcenia nowej cerkwi św. Paraskiewy wszystkie zapiski złożymy pod ołtarzem, by w ten symboliczny sposób na naszych drogich fundatorach i wszystkich ofiarodawcach spoczęło Boże błogosławieństwo.
Ponadto 1 października uruchomiłyśmy internetową zbiórkę pieniędzy na portalu zrzutka.pl (https://zrzutka.pl/z/monaster – konto zrzutki: 88 1750 1312 6883 7664 0794 7019) na rzecz ukończenia I etapu rozbudowy monasteru, której celem szczegółowym jest zebranie funduszy na dokończenie zadaszenia nad wejściem do cerkwi, pokrycia dachu domu monasterskiego i zakup drzwi zewnętrznych do budynku. To właśnie są trzy najważniejsze kwestie, które dobrze byłoby doprowadzić do końca przed zimą. W dalszej kolejności tynki i posadzki w domu i w cerkwi. Mimo iż główny materiał na dach domu – ceramiczną dachówkę – kupiłyśmy jeszcze w lutym ze środków zebranych dzięki akcji „Wspólne Dzieło”, na dzień dzisiejszy wszystkie pozostałe fundusze się wyczerpały i nie wystarcza nam na zapłatę dla robotników, to zaś grozi wstrzymaniem prac…
W związku z powyższym bardzo gorąco po raz kolejny prosimy o Wasze wsparcie – finansowe i duchowe. Żadna, nawet najmniejsza Wasza cegiełka nie pozostanie bez modlitewnej „zapłaty” z naszej strony. Przysyłajcie z ofiarami swoje zapiski! Wiemy, jak bardzo dzisiejszemu światu jest potrzeba modlitwa, jak wielkie pokusy i próby dotykają Wasze rodziny. Zła siła za wszelką cenę chce nas odwrócić od Boga i Cerkwi, chce zasiać strach i zwątpienie w Boże obietnice i co gorsza, w same Święte Dary – Eucharystię, źródło naszej siły, prawdziwego zdrowia i gwarancji nieśmiertelności. Nie bójcie się! Bóg Was kocha i nie zostawi nikogo, kto z ufnością w codziennej modlitwie powierza Mu swoje życie. Tak i my staramy się z ufnością i nadzieją na Boże miłosierdzie patrzeć w przyszłość, a póki co dziękować Mu za to, co jest. Bo każdy nowy dzień i wszystko, co nas spotyka, nawet to trudne, co sprawia, że nasza wiara nie słabnie, lecz coraz bardziej się wzmacnia, to tak naprawdę wielki cud Bożej miłości i namacalne świadectwo opieki Bogurodzicy nad nami. A nasze Turkowice to przecież monaster Opieki Matki Bożej – czego więc mamy się bać?
Dziękujemy za rozmowę!